Mama Gada idzie na łatwiznę

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Własny pokój po raz drugi

Temat samodzielnego pokoju dla Gada już podejmowałam, jednak znów zainspirowały mnie internety, aby ten wpis rozszerzyć. Toteż, na nowych śmieciach, podejmę temat wspólnego pokoju dla rodzeństwa. Nie daj Bóg, rodzeństwa różnej płci!
Z Gadziną wciąż łączy nas pępowina, więc nadal, chociaż Młoda ma 19 miesięcy, śpimy razem i w najbliższym czasie nie przewidujemy zmiany. Mamy jednak świadomość, że prędzej, czy później, oddamy jej swoją sypialnię, a sami będziemy spać w pokoju dziennym. 
Pojawia się jednak myśl, że BYĆ MOŻE za 2-3 lata zdecydujemy się powiększyć naszą rodzinę o jeszcze jednego krasnala, przy czym opcja, że powiększymy przy okazji nasze włości jest raczej mało prawdopodobna. Obydwoje z mężem wychowaliśmy się w pokojach ze starszymi braćmi, jednak o ile u męża był to lajcik - ta sama płeć i półtora roku różnicy, o tyle u mnie było patologicznie (na forum wyczytałam, a jakże!), bo pokój dzieliłam z bratem starszym o cztery lata. Patologia lubi się kumulować, toteż u mojej bratowej miała miejsce podobna :P
Jasne, zawsze marzyłam o swoim pokoju! No ale cóż, wielka płyta nie jest z gumy, więc takowego się nie doczekałam nigdy. Początkowo zajmowaliśmy z bratem schowek na szczotki, tfu, chciałam powiedzieć mały pokój, który  ma jakieś 6 metrów kwadratowych, jednak rodzice dość szybko się z nami zamienili i zamieszkaliśmy w dużym pokoju, który byłoby można szumnie nazwać salonem, bo ze swoimi 24 metrami kw. powierzchni, stanowił połowę mieszkania. Brat miał kanciapę, czyli zamieszkał za meblami, które rozdzieliły pokój, a ja mieszkałam na środku "salonu", między telefonem stacjonarnym, stołem i telewizorem. Upierdliwe to było niemożliwie, bo kiedy moje koleżanki mogły tygodniami nie słać łóżek, ja musiałam to robić codziennie rano, bo nigdy nie było wiadomo, kogo popołudniu przyprowadzą do domu pozostali domownicy. Jednak poza tą upierdliwością, innych krzywd nie zaznałam - nikt w moich rzeczach nie szperał, nikt nikogo nie gwałcił (btw na pomysł istnienia stosunków kazirodczych między mieszkającym wspólnie rodzeństwem może wpaść tylko osoba, która sama ma w tej kwestii jakiś kompleks...).
W moim i brata pokoju, siłą rzeczy, znajdowały się również szafy z ubraniami rodziców. Innej opcji nie było, bo w ich maleńkiej sypialence ledwie mieści się łóżko wciśnięte pod ścianę oraz kilka regalików zapełnionych książkami. Podobnie będzie mieć Gadusia - dostanie naszą sypialnię, w której znajduje się garderoba, ale garderoba nie zostanie opustoszona, bo 1. dziecko nie potrzebuje aż takiego molocha na swoje rzeczy, 2. my nie mielibyśmy gdzie trzymać ton ciuchów, które gromadzimy od lat.
Jeśli Gadusia będzie miała rodzeństwo, to najprawdopodobniej młodsze o ok. 5 lat. Być może powtórzy się płeć, ale kto wie, może tym razem wybierze nas sobie mały facecik. I ten mały facecik zamieszka w pokoju z siostrą. I będą musieli tak żyć. 
Ot, patologia!

4 komentarze:

  1. U nas patologia poszła dalej, bo nie dość, że zawsze dzieliłam pokój z bratem, to na ładnych parę lat zostaliśmy przesiedleni z normalnego pokoju do kanciapy za meblami w pokoju dziennym. Przeżyliśmy oboje, na moralność, cnotę i dewiacje nam to nie wpłynęło. Upierdliwe to było nieziemsko, ale wyłącznie z powodu chronicznego braku miejsca do przechowywania rzeczy, głównie książek, oraz jeśli goście rodziców się zasiedzieli do późna - koło północy siadała mi tolerancja na ożywione rozmowy i o polityce społecznej, astronomii i I Wojnie Światowej.

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas na razie wspólny pokój z dzieckiem mamy my - rodzice. I nie muszę chyba mówić jak trudna to jest relacja :P Puki co nie mamy tak jakby wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  3. My też mamy obecnie wszyscy razem, ale nam tak dobrze, bo w sumie dysponujemy dwoma - w jednym wszyscy śpimy, w drugim funkcjonujemy

    OdpowiedzUsuń