Mama Gada idzie na łatwiznę

środa, 30 listopada 2016

W stronę Marii Montessori - krok drugi.

Żłób, do którego mamy nadzieję skutecznie zrekrutować Gadę, kończy się urządzać. Rekrutacja rusza w przyszłym tygodniu, a dzieci mają zacząć zabawę od stycznia. Ogromnie liczę na to, że uda się małą tam zapisać, bo ona potrzebuje dzieci i musi pójść od września do przedszkola, a łatwiej będzie się dostać do przedszkola, jeśli wcześniej będzie chodzić do żłobka tuż obok.
Żłobek ma być montessoriański.
Trzymajcie kciuki, żeby Gada dostała się do żłoba. Podobno troje dzieci na jedno miejsce, a ona z rejonu jest tylko według meldunku ;)

piątek, 4 listopada 2016

Z perspektywy czasu: dziecko butelkowe

Gaduchna ma już prawie 2 i pół roku, a temat mojego karmienia butelką wciąż siedzi mi w głowie.

Gdy panna miała 9 miesięcy, jeszcze w starej wersji bloga, powstał tekst, w którym próbowałam zmierzyć się  z argumentami przeciwników karmienia mlekiem modyfikowanym.  Miesiąc wcześniej powstał jeszcze inny tekst, który zrobił "furorę" - cytowany był na forach i grupach dla mam karmiących sztucznie: "Tylko leniwe matki nie karmią piersią".

Temat wciąż mi siedzi w głowie, wciąż powoduje napady płaczu i poczucie winy. Bo nie dałam Gadzie tego, co powinnam. Bo nie umiałam jej nakarmić. Bo gdyby przyszło mi żyć wiek wcześniej, to ani bym jej nie urodziła (cc ze względu na ułożenie dziecka), ani (jeślibym jednak zdołała żywo urodzić), nie byłabym w stanie nakarmić. Bo NIC MI NIE LECIAŁO.

W ostatnich tygodniach miałam okazję dopingować w walce o naturalne karmienie bardzo bliską mi młodą mamę. Tamta mama odniosła sukces! Sądzę jednak, że nie bez znaczenia było tutaj jednak podejście położnych szpitalnych - u mnie, w szpitalu, w którym rodziłam, położnej laktacyjnej nie ma. Położne owszem, przychodziły i próbowały pomagać, ale ewidentnie same nie miały do mojego karmienia przekonania. Jak się okazywało, że dziecko po godzinnym wiszeniu na piersi dalej płacze, to one myk - dawały jej butelkę. Myślę, że moja laktacja miała szanse na rozkręcenie, ale nie miałam należytej pomocy. Gada płakała zapewne głównie dlatego, że jej hajnidzi charakter dawał o sobie znać od pierwszych minut życia (położne mówiły do odwiedzających mnie osób, że moje dziecko to to, które najgłośniej płacze...). Moja bliska kilka tygodni temu rodziła przez cc w świetnym szpitalu i spędziła w nim po porodzie tydzień. W tym czasie położna laktacyjna przychodziła jej pomagać każdego dnia i wspólnie walczyły o naturalne karmienie. Szpital dysponował laktatorami i dbano, aby matka miała szansę swoje dziecko nakarmić. Skutek jest taki, że maluch, który w szpitalu był najpierw karmiony mieszanie, potem karmiony piersią inaczej (szacun, bo ja tak próbowałam trzy tygodnie, ale z laktatorem ręcznym to sobie mogłam ;) ), obecnie jest świetnie przybierającym na wadze młodym człowiekiem karmionym prosto ze źródła.

Gaduchna kilka dni temu widziała karmienie piersią i od tego czasu co jakiś czas wraca pytanie: "A ty mamusiu masz dla mnie mleczko w brzuszku?" [widziała, że ciocia kładzie się z maluszkiem, na detale chyba nie zwracała uwagi ;) I mama ze łzami odpowiada, że nie, że nie ma. Że Gadusia jadła z butelki. I tak mi z tym źle...

Mimo powyższego, mimo, że wciąż się z tą moją porażką nie pogodziłam, sądzę, że ewentualny drugi potomek też zostałby dzieckiem butelkowym. Tkwi już we mnie przekonanie, że NIE UMIEM karmić piersią. Zapewne tym razem zaopatrzyłabym się w laktator elektryczny i spróbowałabym karmienia piersią inaczej. Może tym razem coś by z tego wyszło? Może bym się zaskoczyła i zostałabym matką długo karmiącą piersią? Może... Może się kiedyś tego dowiem... Póki co mam ochotę na drugie dziecko, ale klimat polityczny panujący w mojej ojczyźnie jest dla mnie doskonałą metodą antykoncepcyjną.

Z perspektywy czasu:
- Gaduchna zdecydowanie nie jest dzieckiem otyłym - urodziła się z wagą 3 kg, na rok ważyła ok. 8 kg, a obecnie wreszcie dobiła do 11 kg,
- Gaduchna nie choruje. Na koncie mamy typową trzydniówkę ( wieku dwóch lat) i coś, co na trzydniówkę wyglądało, ale trwało krócej i obyło się bez wysypki (w wieku 9 miesięcy). Zabawa się pewnie zacznie, jak uda nam się znaleźć miejsce w przedszkolu.
- Gaduchna ma krzywe ząbki. Smoczka uspokajacza nie używała, no ale cały czas korzysta (tak, do tej pory), ze smoczka przy butelce. Jednak nie bez znaczenia jest zapewne fakt, iż zęby zaczęły jej wychodzić bardzo późno i w szalonej kolejności. W miarę pojawiania się nowych, krzywulki ustawiają się na swoich miejscach.
- Zęby ma zdrowe, mimo że wciąż zasypia z flachą, czyli je już po myciu zębów.
- Gaduchna jest alergiczką. Miała jednak małe szanse, żeby tej alergii uniknąć, bo urodziła ją matka alergiczka. Nie wydaje mi się, żeby tutaj faktycznie brak mojego pokarmu zawinił.
- Gadulka jest baaaaaardzo związana ze mną (z tatą zresztą też) i nie przeszkodził w tym "brak bliskości", który często jest przytaczany jako argument przeciwko karmieniu sztucznemu.