Mama Gada idzie na łatwiznę

środa, 25 stycznia 2017

Gada w ramionach Marii Montessori czyli etap 3

Dokładnie tydzień temu z życiu Gadomiły rozpoczął się nowy etap. Gadomiła wstapiła do żłobka!

Pierwszego dnia odwieźliśmy młodocianą o 7.30 i ... poszła się bawić, a nas miała w nosie! Na godzinę 10.00 przewidziane było oficjalne otwarcie dla rodziców, jednak my nie mogliśmy w nim uczestniczyć i żeby Gada nie ostała się jako ta sierotka, poszła babcia. Gada owszem, babcię zauważyła, po dłuższej chwili. Usiadła nawet obok niej, a na dodatkowym krzesełku posadziła Kitusia. 
Bo Kituś również uczęszcza do żłobka. Jak się okazało Kituś strasznie płakał w szatni, kiedy tam sam zostawał. Na szczęście, jak na razie, za Kitusia nie kazali nam płacić czesnego.

Gada była w żłobie do 13 i ostatnie minuty były dla niej przykre, bo babcia miała być zaraz po obiedzie, ale panie opiekunki mówiły, że przez uroczystość obiad podany będzie nieco później i dziecko się rozżaliło. Sądziłam, że od tych emocji Gada padnie w dzień, ale gdzie tam! Zasnęła normalnie o 20.00 (wstaje nieco po 6.00).
W czwartek jednak poranek się powtórzył - była euforia, szybki całus na do widzenia i zabawa z dziećmi.

Po odebraniu Gady zadzwoniła do mnie mama i opowiedziała, że Gada troszkę płakała, bo panie próbowały ją położyć na drzemkę przedpołudniową i się nudziła. Hmm, drzemka przedpołudniowa? Dzieci miały spać dopiero po obiedzie, dlatego też akurat wtedy Gada jest odbierana, wszakże od roku nie śpi w dzień. Okazało się jednak, że dzieci zostały podzielone na grupy nie tak, jak zapowiadano na spotkaniu organizacyjnym (roczniki 2013-2014 miały być razem, jako takie prawie przedszkolaki). Maluchów jest jednak garstka i podzielili grupę równo i Gada była właśnie dzieckiem granicznym i trafiła do młodszej grupy, gdzie była jedynym dzieckiem bez pieluchy, mówiącym pełnymi zdaniami i NIE POTRZEBUJĄCYM SNU w dzień. Trafiła do grupy, w której do zabawy były tylko sortery i zabawki do ciągania na sznurku. Matka Gada się wku...rzyła, zadzwoniła do dyrekcji i następnego dnia dziecko było już w starszakach i ... wróciło ze znajomością piosenki!

W sobotę Gaduchna była rozczarowana, że zostajemy w domu, bo chciała jechać do dzieci. Potem, w nocy z soboty na niedzielę odezwał się PAN ZĄB. Bolał tak, że Gada dwie noce przepłakała, pojawił się katar, potem od spływającego kataru kaszel. Gada kiblowała więc dwa dni u babci, ale dzisiejszego poranka oświadczyła, że ona z Kitusiem jedzie do przedszkola, a dopiero potem do babci. I pojechali. Szczerze powiedziałam paniom, że dziecko zdrowe, lecz zasmarkane (już mniej), ale panie zgodziły się dziecko przyjąć i nas nie odesłały. Za 4 godziny młodą odbierze moja mama i mam nadzieję, że zachwyty nie ustaną.

A jak się ma metoda Montessori? Do żłobka zostało zapisanych ok. 30 dzieci, po tygodniu jest ich o kilkoro mniej - rodzicom się metoda nie podoba. Od jednej z mam, która wypisała córkę po pierwszym dniu, a także od kilku osób, które ostatecznie nie zapisały wcale, usłyszałam, że DZIECI NIE MAJĄ SIĘ CZYM BAWIĆ. Koleżanka, mama rówieśniczki Gadusi, powiedziała mi, że to nie jest placówka na poziomie jej dziecka (?) i że puści córkę dopiero we wrześniu do "normalnego" przedszkola. Ludziom się nie podoba, że jest buro (nie jest, są kolorowe ściany, w kilku miejscach są na nich bardzo barwne malowidła; są też kolorowe materace, na których dzieci się bawią), że nie ma zabawek (faktycznie, nie ma plastikowych, grających zabawek), że dzieci będą się brudzić (no mam nadzieję, że moja mała zmywaczka naczyń będzie mogła się taplać w wodzie do oporu) i  że będą się nudzić (to od opiekunek zależy, czy dzieci będą się nudzić. Panie opiekunki wyglądają jednak na ciepłe i serdeczne osoby, które potrafią sprawić, że na buziach dzieci goszczą uśmiechy). Nam się podoba, ale i Gada jest przyzwyczajona do zabawek z ikei, a one są w dużej mierze zgodne z tym, co w żłobie można znaleźć. 

Najważniejsze zaś, że SĄ DZIECI! Bo o ile latem na spacerach Gada dzieci spotyka dużo, o tyle zimą dzieci (jak co roku) WYGINĘŁY.

wtorek, 17 stycznia 2017

Gada dla WOŚPu

W niedzielę Gada wsparła Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy w nowy, lepszy sposób. 

Od lat jestem w naszym lokalnym Sztabie. Oficjalnie jestem tylko członkiem, nieoficjalnie jestem Szyją Sztabu (Szyja kręci Głową Sztabu). Ja Sztab rejestruję, ja organizuję wolontariuszy, przygotowuję imprezę finałową i wydarzenia finałowe i ja Sztab rozliczam. W związku z tym, w tym roku zarejestrowałam piękną Wolonariuszkę - 2,5 letnią Gadomiłę. 

Troszkę się bałam, jak to wyjdzie w praktyce - czy Gada się nie znudzi i nie oświadczy, że wraca do domu, czy nie będzie marudna, czy będzie chciała oddać puszkę (!) ?


Była totalnie bezproblemowa. Wrzucającym do puszki wesoło śpiewała kolędę (!) pod tytułem "Panie Janie". Tak, to kolęda. Jedna z trzech jej ulubionych - lubi też "Chała na wysokości" i "Pasterze uciekajcie, pani urodziła". 

Na pytanie, czy wie, dla kogo zbiera, odpowiadała, że "zbiera pieniążki dla chorych dzieci". W kuluarach uzupełniała, że musi mieć tych pieniążków dużo i wszystkich przekonywała, żeby jej koniecznie dołożyli. W rewanżu proponowała całą kieszeń serduszek.

Z oddaniem pieniędzy nie było problemu - paniom liczarkom grzecznie zrobiła PA PA i pobiegła tańczyć pod sceną, a jak już totalnie przemokła - odjechała z tatusiem w siną dal. Czyli do domu.
Od poniedziałku natomiast zaczęła w skarbonce gromadzić pieniądze na przyszły finał. 

Gada uzbierała 400 zł, a oto wynik naszego maleńkiego Sztabu na końcu świata:

Moja mała dziewuszka!

środa, 11 stycznia 2017

Bezdzietni teoretycy a sen dziecka

Wspomniałam koleżance z pracy, iż czeka mnie i Gadziego Tatę za kilka tygodni wieczorne wyjście, z którego raczej wykręcić się nam nie pasuje, a budzi ono moje spore obawy. Obawy, albowiem młodociana zwykła zasypiać w towarzystwie moim bądź swojego taty - moja mama usypiała ją na drzemki dzienne, druga babcia nie usypiała nigdy. Zaplanowaliśmy wobec tego, że na rzeczoną imprezę pojedziemy dopiero, jak młodzież zaśnie, czyli ok. 20.30-21.00. 
Bezdzietna koleżanka wyraziła dezaprobatę. Bezdzietna koleżanka skrytykowała nas, że robimy z dziecka kalekę, że Gada jest już duża i powinna zasypiać sama. Jej siostra na imprezy zaczęła chodzić, gdy dziecko miało kilka tygodni i dzięki temu siostrzenica jest nauczona spać w każdym miejscu i w każdych warunkach. Powinniśmy jechać na imprezę, zacząć chodzić do kina, a dziecko zostawiać dziadkom. Że nie zaśnie? Zaśnie! Chwilę popłacze i zaśnie!

Jakie, ku(.)wa popłacze?

Mam dziecku fundować traumę w imię swojej chwilowej przyjemności? 

Sorki, dziękuję. Psychika mojego dziecka jest dla mnie ważna. Skoro Gada mnie potrzebuje, to będzie moje towarzystwo mieć. A potrzebuje ewidentnie - od dłuższego czasu mamy na tapecie temat samodzielnego spania młodej - w sierpniu zobaczyła, że jej przyjaciółka już nie śpi z rodzicami, tylko dostała własny pokój z WŁASNYM ŁÓŻKIEM. Od tej pory Gadunia regularnie zauważa: "Mamusiu, a dlaczego Kitusia (czyt. Kicia Kocia) nie śpi ze swoją mamą?", "Mamusiu, a gdzie leżą mama świnka i tata świnka? Dlaczego oni nie leżą z Peppą i Georgem?"

Na moje wieczorne propozycje, że może wyjdę z pokoju po czytaniu bajek jest kategoryczny sprzeciw i prośba: "Mamusiu, przytul mnie, proszę".

Nie będę dziecku tego przytulania odmawiać. Jak przyjdzie na to pora, to sama zdecyduje, że ona woli spać sama, a my mamy jej nie przeszkadzać.