Mama Gada idzie na łatwiznę

środa, 11 maja 2016

Mama, którą lubię być

Są dni, kiedy jestem fajną mamą. To takie dni jak wczoraj, kiedy beztrosko przez trzy godziny siedziałam boso w piaskownicy i pozwalam zasypywać swoje nogi. Dni, kiedy piasek wypada mi nawet z kieszeni na tyłku moich podartych dżinsów i zupełnie nie przeszkadza mi, że trochę wysypało się też z pieluchy latorośli. Dni, kiedy nic mnie nie wkurza, nigdzie się nie śpieszę i z Gaduchną dogadujemy się jak najlepsze przyjaciółki.
Lubię być mamą, która spokojnie tłumaczy, która nie niecierpliwi się, kiedy brzdąc podąża w różnym od zamierzonego kierunku. Lubię być mamą, która wcześniej wraca z pracy i ma całe popołudnie dla dziecka. Lubię być mamą, która pozwala szaleć, która nie zamartwia się, że dzieć upadnie i wybije sobie wszystkie zęby - te, które ma w buzi i te, które ma w planach.
Lubię być mamą, która odpuszcza i kiedy dzieć wyrzuci kolejną porcję jedzenia, przyjmuję do wiadomości, że jeśli ma zjeść COKOLWIEK, to musi zjeść danonka. No sorry, ona ma charakterek i zdecydowanie wie, czego chce.
Uwielbiam być wyluzowaną mamą, która widząc, że dziecko w jasnych, nowych rajtuzkach wskakuje do kałuży, idzie za dzieckiem, aby skakać razem z nim. 
Nie zawsze jestem taką mamą. Jestem matką panikującą. Bywa, że jestem MAMĄ, KTÓREJ SIĘ NIE CHCE. Zdarza się, że zamiast oddać się beztroskiej zabawie, wciąż rozglądam się po piaskownicy i lokalizuję, gdzie jest Gadusi foremka, które dziecko trzyma jej grabki i z przerażeniem wizualizuję sobie KOCIE KUPY w tej wielkiej kuwecie. Czasem jestem matką, która na widok wyrzuconego jedzenia albo zaczyna płakać, albo rzuca dziecku pod nogi szmatę do podłogi, po czym wychodzi z pokoju. Bywam mamą, która o 22.00, kiedy wreszcie uśpi dziecko, wychodzi z sypialni zapłakana...
Gadusia jest jednak córeczką, która nawet moje nerwy koi, bo jakże złościć się na dziecko, które patrząc mi prosto w oczy mówi" Ola! Mamo Ola!". Pal licho, że ciągnie mnie przy tym za włosy! Jakże złościć się na dziecko, które doskakuje do matki wracającej z pracy, przytula się mocno i namawia do diety: "Mama, nie am mniam mniam!". Jak nie roześmiać się szczerze, kiedy podczas kąpieli Gadusia żąda nocnika, dumnie zasiada na nim w wannie, ukradkiem nalewa do niego kranówy i udaje, że się wysiusiała ;) Jak nie doceniać wspaniałej pomocy - Gadusia myje ze mną podłogi (pal licho, że czasem używa w tym celu bielizny wiszącej na suszarce w sypialni), starannie myje lustro (chusteczkami nawilżanymi), odkurza (to co wcześniej wyjęła z szuflady w kuchni i rozsypała na środku pokoju).
Ona jest cudowna i lubię być mamą, która to dostrzega. Nie lubię być mamą uciemiężoną - mamą, która nawet w weekend czy święto musi gnać do pracy, mamą, która po powrocie do domu leci do kuchni, żeby pomyć naczynia (wiem przecież, że Gadusia przed snem zawoła: "Mamo Ola! Flacha! Kiti". Flachę więc KTOŚ musi umyć), wolę wieczory, kiedy siadamy razem na podłodze i budujemy z duplo domek dla pieska, albo lepimy ciastka z play doh.
Nienawidzę być mamą, która podnosi głos. Nienawidzę być mamą, której puszczają nerwy. Nienawidzę być mamą, która chce, żeby dziecko wreszcie poszło spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz