Mama Gada idzie na łatwiznę

poniedziałek, 23 maja 2016

Kogo boli jedynactwo?

Gadusia ma dwa lata, więc coraz częściej pojawiają się pytania: "A kiedy drugie?" Czy to "drugie" w ogóle kiedykolwiek będzie, jeszcze sami nie wiemy - nie mówimy kategorycznie nie, ale jest NIE na dzień dzisiejszy. Zawsze uważałam, że optymalna DLA MOJEJ RODZINY różnica wieku między dziećmi wynosi 4-6 lat, ponadto obie moje babcie rodziły swoje ostatnie dzieci w wieku lat czterdziestu, więc uważam, że w razie poczucia silnej potrzeby posiadania drugiego potomka mam czas. Nawet dość dużo czasu.
Bo naiwnie wierzę, że skoro moja mama czuła, że nasza rodzina nie jest w komplecie, dopóki nie przyszło na świat jej drugie dziecko (ja, ja!), skoro słyszę podobne słowa od przyjaciół i skoro zanim zostałam mamą sama czułam, że nasza rodzina nie może pozostać dwuosobowa, to chciałabym poczuć taką potrzebę również przed decyzją o drugim dziecku.
Chcę, tak jak kilka lat temu, mieć poczucie, że w naszym aucie jeszcze nie podróżuje komplet. Chcę mieć wrażenie, że w pokoju bawi się ZBYT MAŁO moich dzieci. A jak na razie nie mam go, więc na dzień dzisiejszy NASZA RODZINA JEST W KOMPLECIE. 
I do decyzji o posiadaniu drugiego dziecka nie skłoni mnie żadne 500+. 
Na nasze odpowiedzi, że drugie dziecko będzie, jak przyjdzie na to pora, zdarza nam się słyszeć: "Chyba nie myślicie skrzywdzić Gadusi jedynactwem?". Nie, nie myślimy Gadusi krzywdzić. Niczym. Nie myślę Gadusi krzywdzić posiadaniem polegującej przez 9 miesięcy matki, która z łóżka wstaje tylko, żeby zwymiotować kilka razy dziennie. 
Wczoraj jednak, podczas przemiłego rodzinnego spotkania, w którym uczestniczyli moi rodzice (my nie, relację zdała mi mama), okazało się, że zdaniem rodziny moje dziecko jest krzywdzone.
Otóż krzywdzimy Gadusię, bo dostaje za mało słodyczy. Podpadła kilka tygodni temu, kiedy podczas imienin babci wzgardziła otrzymaną od praciotki kinder czekoladą i zamiast niej spałaszowała jogurt naturalny. Biedne dziecko.
No i okazało się, że cała moja lewacka rodzina zazdrości innym dobrobytu, w którym żyją, a przecież tak niewiele potrzeba: machnąć sobie drugie i będzie 500+ ! Okazało się, że zazdroszczę kuzynce, która nie pracuje, tylko pobiera zasiłek na dwójkę, bo ja niewiele więcej zarobię, a na dziecko kasa mi się nie należy. Zazdroszczę innej kuzynce, która wprawdzie ma jedynaka (ale lepszego od mojego, a dlaczego? O tym kilka zdań niżej), jednak angielski socjal pozwala jej nie pracować, tylko sprawować osobistą opiekę nad prawie dziesięcioletnim dzieckiem.
No ale cóż, zazdroszczę, bo zapewne tego drugiego mieć NIE MOGĘ. Dlaczego nie mogę? Bo przecież rodzina jest lewacka i głośno wszyscy mówią o swoim poparciu dla in vitro, a ja swoje JEDYNE dziecko urodziłam po wielu latach związku, w wieku 30 lat i w dodatku do kościoła z nim nie chodzimy. Więc Gadusia jest z  in vitro, jak nic. Tylko czekać, aż jej się ta słynna bruzda pojawi!
Dlatego miałam taką trudną ciążę. Dlatego miałam planową cesarkę. Dlatego dziecko takie drobne. Dlatego tak cudaczymy z jakimiś drogimi butami i innymi pierdołami. 
Ponadto 500 + nam się nie należy, bo pracujemy, pracują/pracowali dziadkowie dziecka, więc powinno nam starczyć na wychowanie dziecka. No i pierwsze dziecko kosztuje tyle co nic, koszty pojawiają się dopiero przy drugim! Nie od dziś wiadomo wszakże, że dla pierwszego wózek i fotelik się ma, a dla drugiego trzeba kupić. Wiadomo, że pierwsze dziecko ubranek ma stosy, a dla drugiego dopiero trzeba je kupić. No i buty - no kto to widział kupować jakieś buty za ponad sto złotych? Dziecku skórzanych nie trzeba, w CCC na wyprzedaży fajne buty można dostać!
Jedynak mojej kuzynki jest lepszy, bo matka urodziła go krótko po dwudziestych urodzinach, więc jest efektem MIŁOŚCI, a nie WYRACHOWANIA. Matka tego jedynaka wciąż jest młoda, więc może urodzić kolejne dziecko, bo JEST PŁODNA - nie musiała się poddawać żadnej pomocy, wystarczył seks.
Nie, nie zazdroszczę. Nie rozumiem tylko, jak można być tak ślepo wpatrzonym w wodza, żeby nie widzieć, że jedynak pary zarabiającej najniższą krajową ma mniejsze prawo do świadczenia niż drugie dziecko krezusa. Mnie tej kasy nie trzeba. Szkoda tylko, że muszę się do tego dokładać. 
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - ja mam tyle dzieci, na ile mnie STAĆ. Jestem w stanie zaoszczędzić, żeby w przyszłości sfinansować dziecku studia (zapewne do tej pory będą już tylko płatne), stać mnie na to, żeby dziecko za kilka lat chodziło na zajęcia dodatkowe. I aby nosiło porządne buty i miało ich więcej niż jedną parę na sezon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz