Mama Gada idzie na łatwiznę

piątek, 20 maja 2016

B(v)logowe dzieci kontra high need babies.

Oglądam vlogerki jutubowe, podczytuję kilka blogów. I naszła mnie taka refleksja - jak się przyszła matka naogląda tych lajtowych bobasów, śpiących w pastelowej pościeli, to bardziej grozi jej depresja poporodowa.
Takie dzieci pewnie faktycznie istnieją i kto wie, może nawet stanowią większość - cały internet przecież huczy o tym, że w okresie noworodkowym dzieciaczka, czyta się książki, a dziecko budzi się tylko na karmienie i zmianę pieluchy. Ale istnieją też dzieci wymagające. Ich matki jednak nie kręcą vlogów. Dlaczego? Bo się NIE DA. Nie da się kręcić vlogów podczas snu dziecka, jeśli to dziecko śpi TYLKO I WYŁĄCZNIE na rękach. Nie da się kręcić vlogów, jeśli dziecko nie bawi się na macie, ani nie leży wpatrzone w karuzelkę nad łóżeczkiem, tylko SIEDZI W CHUŚCIE i domaga się, aby matka cały czas tańczyła. 
No i jaka pastelowa pościel? Chociaż nie, może i jest pastelowa pościel. A na niej pielucha tetrowa, bo dziecko ulewa, ślini się. I kolejna pielucha tetrowa przez pół roku na ramieniu matki. I ten szok na spacerze - no bo jak to, Anka rodziła wtedy co ja i teraz ona siedzi na ławeczce, w wózku słodko śpi jej bobas, ona z figurą lepszą jak przed ciążą (brzuch zniknął, cycki zostały), ufryzowana, umalowana, ubrana fajnie i CZYSTO, a ja nie pamiętam, gdzie leży moja szczotka do włosów (uff, przynajmniej ta do zębów jest na swoim miejscu), bluzkę mam brudną, ale nie ważne, spod chusty i tak jej nie widać. Kilogramy jak zniknąć nie chciały, tak nie chcą nadal, a przecież jestem NON STOP w ruchu, nie dojadam, zarywam noce i żyję w ciągłym stresie.
Nie wszystkie dzieci leżą w gondoli i słodko uśmiechają się do chmur, a po krótkiej chwili zasypiają. Są dzieci, które w momencie zetknięcia się z wózkiem zaczynają WRZESZCZEĆ. I ten wrzask nie ustanie po przejechaniu 10 metrów. Ani nawet 300. Nie ustanie nawet, jeśli wózek będzie się kołysał na kamienistym podłożu. Dziecko będzie wrzeszczeć tak długo, aż wreszcie zostanie wyjęte, przytulone i matka od nowa zacznie swój desperacki taniec. 
Nie wszystkie dzieci podczas rozszerzania diety grzecznie otwierają buziulkę, podczas gdy na bambusowy śliniak  za trzy dychy spada tylko kropelka paciary marchewkowej, a po skończonej konsumpcji zasypiają w krzesełku do karmienia. Są dzieci, które: 1. jedzą mało, za mało; 2. jak już jedzą, to po fakcie są całe do przebrania i do kąpieli (marchew we włosach...), śliniak jest wyrzucony jak najdalej można, krzesełko lepi się od syfu (oczywiście jeśli malec zgodzi się zostać uwięzionym w swoim krzesełku), pokój do gruntownego sprzątania, matka do przebrania, umycia i opatrzenia (takie dziecko potrafi bardzo celnie ciskać miseczką z jedzeniem; lepiej nie karmić w okularach).
Są dzieci, które nie bawią się same. Dzieci, przy których NON STOP trzeba być. I nie być w sensie: być w zasięgu wzroku czy słuchu. Być z nimi. Na podłodze. Raczkować z nimi, marnując kolejną parę spodni. Podawać kolejne zabawki, bo przecież każda poszczególna, nawet najbardziej polecona na blogu, jest NUDNA. I nie ma szansy na czytanie w tym czasie książki - mama ma być do dyspozycji swojego małego władcy.
Są dzieci, które po wyrośnięciu z wieku noworodkowego, postanawiają przestać spać nawet w chuście. Dzieci, które po 45 minutach bujania zasypiają na kwadrans. Dzieci, które nawet w wieku dwóch lat, śpią tylko, jeśli w tle słychać SZUM, a w pokoju panuje ciemność absolutna.
Są dzieci, które fotelik samochodowy wkurza, bo ogranicza ich wolność. Są matki (i ojcowie), którzy boją się najbardziej tego, że podczas dłuższej podróży, dziecko w foteliku zaśnie, więc przez całą drogę do dziecka zagadują, a jeśli trzeba, to podszczypują nawet. Dlaczego? Bo jeśli dziecko zaśnie, to będzie chciało się odwrócić na brzuszek, a w foteliku przecież nie można. Obudzi się więc i wpadnie w taką furię, że cztery dorosłe osoby nie będą mogły sobie poradzić i go opanować. Będzie krzyczeć tak, że aż zacznie sinieć. Będzie się prężyć tak, że niemożliwością będzie utrzymanie dziecka na rękach. 
I wybiją sobie, głupi rodzice, z głowy pomysł podróżowania z dzieckiem na odległość większą niż 10 km na najbliższe 8 miesięcy. Tak, tak...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz