Wiek mamy XXI. Teoretycznie.
Praktycznie jednak tkwimy gdzieś w dalekiej przeszłości (bo pragnę wierzyć, że
przyszłość będzie inna!).
W kwietniu 2014 roku,
kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu, zmarła maleńka Madzia. Zapadło mi to w pamięć tym mocniej, że sama byłam wówczas w problematycznej ciąży i ogromnie bałam się o życie mojego dziecka. Jej
antyszczepionkowi i prohomeopatyczni, WYKSZTAŁCENI! rodzice, pozwolili, aby
dziecko zmarło z głodu. Wcześniej dziecko „leczone” było przez znachora…
Kilka miesięcy temu koleżanka mi
wspomniała, że jej mała siostrzenica miała nastawianą nogę u znachorki, która
mieszka w sąsiedniej gminie. Niedawno zaś mój mąż rozmawiał z matką, która chwaliła
się, że nie jeździ z wciąż łamiącą się ręką dziecka do szpitala, tylko wozi je
do znachorki, która nastawia połamane kończyny. A kilka miesięcy później kość znów pęka… Wobec powyższych obawiam się, że to zaczyna się stawać typową praktyką "światłych" rodziców, którzy nie chcą dawać zarabiać tym paskudnym lekarzom, którzy tylko trują biednych obywateli.
Nie będę tworzyć miliardowego
wpisu o szczepionkach, chociaż owszem, proszczepionkowa jestem i nie, nie
uważam, żeby to one były winne atopowemu zapaleniu skóry mojego dziecka, jej
wcześniejszych kolek, ani ogólnej hiperaktywności. Nie wierzę też w teorie, jakoby szczepionki były winne powstawaniu autyzmu, uważam zaś, że potencjalny NOP jest lepszy niż potencjalna śmierć dziecka. Pracuję jednak z
antyszczepionkową koleżanką i pewien dyskomfort czuję. I współczuję rodzicom
dzieci z przedszkola jej synka, bo młody jest potencjalnym zagrożeniem dla
całej grupy, dla całego środowiska.
Nie będę też się już rozpisywać o
zabobonach, bo zrobiłam to w przeszłości, jednak mam potrzebę napisania
o fejsbukowych prawdach pewnej mojej znajomej, która rozpisuje się o terapiach
witaminą C. Jakiś czas temu zadzwoniła ona do mnie, aby podzielić się swoim
żalem, że o tej terapii nie dowiedziała się wcześniej. A dlaczego wcześniej?
Ponieważ kilka miesięcy temu jej mąż przeszedł operację serca, natomiast ona
sama leczenie onkologiczne, a tu się okazuje, że wszystko mogli wyleczyć
witaminą C. No ludzie!
Czasami popadamy ze skrajności w skrajność. Mam koleżankę, która chciała być cool i trendy, postanowiła: nie jedzę żywych organizmów. Ale kto jej kazał? My tam żywych nie jemy - raczej martwe :P
OdpowiedzUsuńW każdym razie - najpierw nie jadła tylko mięsa, tylko po to by pokazać jak bardzo jest delikatna, jak wrażliwa - absolutnie nie wiem czy to wpłynęło na postrzeganie jej przez jakiegoś faceta ale ok :P wolna wola... przeszła przez anemie, niedowagę mocną, ogólne osłabienie organizmu, stany depresyjne - Czy winić dietę, nie wiem? Teraz próbuje postawić organizm a nogi bo planuje zajść w ciążę. W zaleceniach ma oczywiście zmianę diety. Tak często wychodzi nam MODA.
Sądzę, że każdy rodzic robi wszystko dla dobra dzieci... trudno jest w pewnych momentach zachować zdrowy rozsądek
A roślinków nie jadła? To też organizmy i zazwyczaj bywają żywe, przynajmniej przez jakiś czas ;-D
UsuńNajpierw odniosę się do komentarza powyżej... Dieta wegetariańska, czy nawet wegańska może być wystarczająca i zdrowa, pod warunkiem, że robi się to z głową. Trzeba się bardzo napracować, żeby żarcie było smaczne i urozmaicone, żeby dostarczało organizmowi potrzebnych składników.
OdpowiedzUsuńCo do tekstu Mamy Gada - popieram. Też szczepię, chodz do lekarzy, wspieram koncerny farmaceutyczne kupując leki, ale też z głową. Kiedy lekarz na infekcję wirusową przepisuje antybiotyk, nie wykupuję go. I bardzo żałuję, że nie znam się na zielarstwie. A jestem zbyt leniwa, żeby się porządnie podszkolić :p I bardzo często korzystam z tzw. "domowych sposobów", a leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe stosuję w ostatecznej ostateczności ;)
Zapomniałam dodac, że jednak NOP, wg mnie, powinni lepiej kontrolować.
OdpowiedzUsuńTeż się zetknęłam z ludźmi którzy korzystali lub mieli w planach skorzystanie z usług szamana. Z tego co wiem w jednym przypadku podziałało na zasadzie efektu placebo, bo człowiek nie był chory, tylko ekstremalnie zestresowany perspektywą potencjalnej choroby. Równie dobrze mógł się ograniczyć do konsumpcji flaszki dobrego alkoholu dla kurażu. Przy jednorazowym zastosowaniu tej metody szkodliwość dla organizmu nieznaczna, a na pewno by wyszło taniej.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że o szczepionkach nie ma co dyskutować, bo spiskowa teoria jest równie wiarygodna co ta z brzozą i bombą.
Przy historii z witaminą C ręce mi opały i czekam aż TM wróci z pracy, żeby mi je przyniósł z powrotem z piwnicy.
Natomiast w sprawie antybiotyków chyba najbardziej zgadzam się z poglądami Sporothrix (na przykład tu https://sporothrix.wordpress.com/2012/11/24/antybiotyki-i-enterokoki/ ). Poza tym wydaje mi się, że infekcje bakteryjne mogą towarzyszyć wirusówkom, a z pewnością mogą stanowić jej powikłania, bo wirusówka ma wpływ na odporność organizmu na inne rzeczy. Więc jeśli raz na kilka lat dostaję receptę na antybiotyk, to żrę zgodnie z zaleceniami do końca. Martwiłabym się gdyby ktoś chciał mnie antybiotykami żywić na dłuższą metę.
Wszędzie potrzebny jest umiar - witamina C i energia kosmosu nas nie uzdrowi, ale też przesadne stosowanie leków nie jest dobre :)
OdpowiedzUsuńSzczepię i szczepić będę. Nas jako dzieci szczepili i nic wielkiego się nie stało. Moje dziecko też jest szczepione, nie kupuję szczepionek 6 w 1 czy ileś tam w jednym. Podstawowe. Żyjemy puki co :D
OdpowiedzUsuńco do witaminy C. Też mam koleżankę która w witaminie C widzi największe dobro ludzkości. Faszeruje nią całą rodzinę, za niebotyczne pieniądze. Bo jakaśtam naturalna. Że super wyniki badań etc. I patrzy z politowaniem na mnie, dającą dziecku zwyczajny sok z aronii.