Mama Gada idzie na łatwiznę

środa, 1 czerwca 2016

Jak Maria Montessori próbowała zagościć w życiu Gady.

Okazało się, że żłobek, który w naszym mieście ma powstać (w co wątpię, bo moim zdaniem w określonym czasie się nie zmieszczą i Gada pewnie prędzej do szkoły pójdzie, niż go uruchomią), ma być montessoriański. Nieoficjalne zapisy już ruszyły (nieoficjalne, bo na liście znaleźli się jak dotąd ci, którzy wiedzieli, KTO listę sporządza. Ja wiedziałam, więc Gada na liście jest. Włodarze wiedzą jednak, że Gada faktycznie mieszka poza gminą, więc i tak, mimo znajomości, może być ciężko.
Organ prowadzący zorganizował konferencję, podczas której miejscowym rodzicom i nauczycielom, przedstawiony miał zostać zarys pedagogiki Marii Montessori. Coś tam na ten temat już wiedziałam, od dłuższego czasu podczytuję fejsbukową grupę na tenże temat, jednak nie miałabym śmiałości stwierdzić, że zgodnie z nią wychowuję Gadę. O ile Gada nie śpi za kratami, tylko z nami, staramy się jej nie przebodźcowywać i w pierwszych miesiącach jej życia czas "umilaliśmy" jej czarno-białymi książeczkami, pozwalamy jej także na sporą samodzielność, to jednak dziecina moja tonie w zabawkach - jakoś wszyscy wpadają na pomysł, żeby podarować jej kolejnego pluszaka, który potem ląduje w jednym z koszów z pluszakami, którymi się nikt nie bawi.
Osoba sporządzająca listę żłobkowiczów osobiście do mnie kilka tygodni temu zadzwoniła z zaproszeniem na konferencję i wspomniała, że tego dnia, podczas popołudniowego spotkania, odbędą się praktyczne warsztaty dla rodziców i dzieci, które potencjalnie do tegoż żłoba mają uczęszczać. Przełożyłam więc wizytę u alergologa (ciężko było, ale udało się wbić w innym terminie), przywdziałam sukienkę, chcąc poczuć się jak człowiek :D, zostawiłam Gaduchnę pod opieką najlepszego z ojców i poszłam się edukować.
Wykład pani z Polskiego Stowarzyszenia Montessori bardzo mnie podniósł na duchu, bo pokazał mi, że jednak nie jest źle - wiele założeń tej pedagogiki jest u nas wdrożonych. Głosy z publiczności były jednak mało entuzjastyczne. Otaczały mnie młode mamy, które na kolanach trzymały dzieciaki w wieku Gaduchny (w tej części uczestniczyłam sama, bo wiedziałam, że Gad na wykładzie nie wysiedzi) oraz nauczycielki ze szkół i przedszkoli z okolicy. I słyszałam nieprzychylne szepty, że dzieci nie mogą się wychowywać w takich burych pokojach, że liczne zabawki są potrzebne, bo dziecko musi mieć wybór, że dziwna jest ta obecna moda na rezygnowanie z chodzików, a dziecko powinno spać w łóżeczku ze szczebelkami, bo tak jest bezpiecznie i wygodnie. 
Padł nawet argument, że montessori w domu jest ZBYT DROGIE! Zbyt drogie, zdaniem wygłaszającego te słowa przyszłego ojca (był na spotkaniu i taki) jest wspólne łóżko, zbyt droga jest ograniczona ilość zabawek, a z pewnością zbyt drogie jest poświęcanie dziecku czasu.
Wczesnym popołudniem odbyło się natomiast spotkanie w sąsiedztwie przyszłego żłoba, w którym, według mojej wiedzy, uczestniczyć miały matki i główni zainteresowani - dzieci. Dzieci jednak było troje. W tym Gada.
I mam wrażenie, że niektórym uczestnikom (nie organizatorom) Gada przeszkadzała. Pozostała dwójka dzieci siedziała na kolanach mamy i do zabawek montessoriańskich podeszli dopiero, kiedy prowadzące je zaprosili. Gada aktywnie uczestniczyła od początku - bawiła się zgromadzonymi w sali zabawkami - i tymi montessoriańskimi i tymi zwykłymi, kolorowymi plastikami. Oglądała nowości, przechadzała się między zgromadzonymi, próbując ich włączyć do wspólnej zabawy. I przeszkadzała im, bo BYŁA. Szczęśliwie prowadzące były z obecności dzieci zadowolone, bo mogły zaprezentować w jaki sposób i czy w ogóle(!) dzieci chcą się bawić prostymi, drewnianymi pomocami.
Gada chce. Do domu wróciłam jednak z poczuciem, że coś jest nie tak - nie jest dla mnie budująca perspektywa pozostawienia w przyszłości dziecka w placówce, której kadrze aktywność tego dziecka ewidentnie przeszkadza. Wyraźnie widać,  że szkolące się panie przedszkolanki (przyszłe opiekunki żłobkowe?) chętnie posadziłyby dziecko przed telewizorem, puściły Świnkę Peppę i miały święty spokój. Nie takiej opieki dla mojego dziecka chcę...

1 komentarz:

  1. Myślę, że przede wszystkim trzeba dziecku pozwolić być dzieckiem.
    Ostatnio oglądałam w necie filmik jak dzieci na moje oko 3 letnie ubrane w kombinezony nieprzemakalne i kalosze w lesie taplały się w kałuży. Skakały, piszczały z uciechy. No byłam zachwycona. Takie przedszkole to jest przedszkole.

    OdpowiedzUsuń